Od co najmniej kilku-kilkunastu lat tzw. aktywiści uzurpują sobie reprezentację wielu grup społecznych w naszym mieście. Aktywiści stają w obronie rowerzystów, pieszych, zieleni, klimatu, społeczności LGBT. Z dzisiejszej perspektywy widać, że to im się udało, potrafili niczym wilki w przebraniach owiec wkraść się w różne środowiska.

Po wejściu do danej grupy, aktywiści początkowo proponowali całkiem przyjemne hasła (niczym politycy przed wyborami), które szybko były podchwytywane przez nieświadomą manipulacji daną grupę ludzi.

Tu trzeba dodać, że pojęcie współczesnego aktywisty jest diametralnie różne niż pojęcie społecznika. Społecznik poświęca swój czas i niekiedy pieniądze, aby pracować dla swojego otoczenia, dla swojej społeczności. Społecznik z reguły gdzieś pracuje i zarabia uczciwie na życie a działalnością społeczną zajmuje się po godzinach pracy.

Z kolei współczesny aktywista to człowiek, który z reguły jest finansowany z wielu źródeł, młody aktywista przez rodziców, starsi aktywiści często nie parają się uczciwą pracą lecz podobnie jak młodzi politycy szukają łatwego pieniądza na cudzy koszt. Tutaj występuje wiele wariantów finansowania aktywistów.

Szukają i zwykle znajdują, a to dofinansowanie z jakiejś fundacji sponsorowanej przez grupy interesów, a to w fundacji sponsorowanej przez wadze miejskie z naszych podatków, a to pośrednio przez instytucje publiczne w formie grantów. To tylko drobna część potencjalnych źródeł dochodów współczesnych aktywistów.

W rezultacie współczesny aktywista jest uzależniony od swoich sponsorów niczym narkoman od swojego dilera narkotyków. Aktywista podobnie jak współczesny influencer nie przeżyje bez dofinansowania, dlatego robi to, co mu nakazują jego sponsorzy. Przypomina to pewne stare zawody, w których nie liczyły się honor, uczciwość, przyzwoitość.

Z upływem czasu pojawiło się więcej aktywistów, takich współczesnych najemników, którzy za pieniądze są w stanie zrobić wszystko, potrafią nawet sprzedać własnych sąsiadów lub rodzinę dla tych nędznych srebrników które dostają od swoich sponsorów.

Co łączy współczesnych aktywistów?

Jak wspomniałem powyżej – łączy ich niechęć do uczciwej, rzetelnej pracy oraz żądza pieniędzy. Ale łączy ich też coś jeszcze…
Mianowicie, aktywiści wspierają się wzajemnie na każdym kroku a ich działania są ze sobą dosyć dobrze zsynchronizowane. Pewnie zapytasz – czy dlatego, że są wspaniałymi organizatorami?

Stawiam tezę, że nie, ponieważ wyniki obserwacji aktywistów zatrudnionych w spółkach miejskich wskazują że oni mają nikłe pojęcie o organizacji jakichkolwiek działań.

Jednak dziwnym trafem aktywiści potrafią działać w wielu przypadkach w zsynchronizowany sposób. Stawiam tezę, że podobnie jak w czasach PRL, tak i obecnie – aktywiści mają tzw. oficerów prowadzących. Oczywiście, to jest podobieństwo roli jaką odgrywają i osób które ich organizują. Współczesne służby w Polsce raczej nie posługują się aktywistami, za nimi stoją sponsorzy i to bardzo bogaci sponsorzy. Tacy, którzy potrafią im zapewnić ochronną czapę w przypadku problemów z prawem.

Jak aktywiści zdominowali środowisko rowerzystów?

Sam sposób zdominowania danego środowiska podałem powyżej. W przypadku rowerzystów aktywiści poszli nieco dalej ze swoimi postulatami, sponsorzy aktywistów ulokowali swoich ludzi i sympatyków w różnych ciałach decyzyjnych. Dzięki temu zyskali przychylność władz miejskich jako takich. Aktywiści zyskali również ich finansowanie, choćby poprzez zatrudnianie aktywistów w spółkach i instytucjach miejskich.

Równolegle aktywiści pracowali nad kampaniami propagandowymi, które miały przekonać nie rowerzystów do ich pomysłów i idei. W tych kampaniach mieli wsparcie mass mediów, które też są finansowane przez te same grupy interesów które finansują fundacje i młodych działaczy.

https://twitter.com/wrr_wawa/status/1233388515255255040

W ten sposób, metodami socjotechnicznymi przy użyciu pięknych słówek i nośnych haseł pozyskali część społeczeństwa do swoich pomysłów. Gdy już urobili rowerzystów, część społeczeństwa i mieli przychylność władz postanowili mocniej zaatakować nasze lokalne społeczności, wcześniej próbując zyskać ich przychylność.

Mianowicie, wpłynęli na władze miejskie aby te za pomocą swoich spółek wybudowały ścieżki rowerowe, przygotowały stojaki rowerowe dla prywatnych spółek które zarządzają rowerami.  A to wszystko za pieniądze podatników, w tym kierowców uiszczających opłaty za parkowanie w Warszawie.

Sami normalni rowerzyści (którzy nie są współczesnymi aktywistami) nie dołożyli żadnego grosza do budowy ścieżek rowerowych, tzn. dołożyli tyle samo  co każdy obywatel płacący podatki. W ten sposób kierowcy uiszczający opłaty za parkowanie w Warszawie oraz częściowo podatnicy sfinansowali ścieżki rowerowe dla kilku procentowej społeczności rowerzystów.

Mało tego, koszt wybudowania ścieżki finansowanej przez podmiot publiczny jest z reguły wielokrotnie wyższy niż koszt wykonania ścieżki zleconej przez prywatnego inwestora który mocno dba o swój budżet.

Prawdziwi rowerzyści i część sezonowych rowerzystów są oczywiście zadowoleni, mają ścieżki po których mogą jeździć bezpieczniej. Chociaż to też się zmienia, ponieważ od pewnego czasu, ścieżki rowerowe są budowane w sposób kolizyjny z przejściami dla pieszych i drogami dla aut. Dostrzegają to rozsądni ludzie, którzy analizują sytuację i wyciągają logiczne wnioski. Aktywiści, z reguły mają argumenty, że takie zmiany są korzystne dla ludzi, cokolwiek by to znaczyło.

W tej całej sytuacji, symptomatyczny jest fakt, że środowisko rowerzystów dało się zdominować aktywistom, którzy obecnie uważają, że mają umocowanie do reprezentowania każdego rowerzysty w mieście. Niestety, nie mają upoważnienia od wszystkich rowerzystów aby reprezentować środowisko.

Podobnie w przypadku innych społeczności. Ci rodzimi, warszawscy  aktywiści zdaje się, nawet nie potrafili do tej pory opracować i rozpropagować „Kodu postępowania rowerzysty”, jak to ma miejsce w prawdziwych środowiskach rowerowych:
https://cdn.shopify.com/s/files/1/0870/1082/files/RIDEr_CoCv3_1024x1024.jpg?9304991772875821993
https://web.archive.org/web/20120328023711/https://www.amygillett.org.au/documents/AGF%20Code%20of%20Conduct.pdf

Ci prawdziwi rowerzyści z reguły odnoszą się do przepisów drogowych, które obowiązują w Polsce:
https://www.centrumrowerowe.pl/blog/przepisy-rowerowe/

Uzurpacja władzy aktywistów w wielu środowiskach doprowadziła do ich dominacji medialnej w tych środowiskach. W sumie nie ma się czemu dziwić – dostają na to  pieniądze (lub awanse w swoich miejskich miejscach pracy) od sponsorów i pracują zawodowo jako aktywiści.

Obecnie aktywiści przekroczyli Rubikon, wprost dewastują infrastrukturę miasta i dzielnicy. A to wszystko pod hasłami: Za dużo smogu, zmiany klimatu, wprowadzania stref SPPN w kolejne dzielnice. Nieświadomi mieszkańcy jeszcze nie zdążyli rozpoznać w aktywistach prawdziwych intencji, wielu z mieszkańców miasta nadal sympatyzuje z aktywistami którzy niszczą tkankę miasta. Ci mieszkańcy z biegiem czasu też pewnie dostrzegą te absurdy, marnotrawstwo i dewastację infrastruktury miasta.

Czy mieszkańcy mają szansę odeprzeć atak aktywistów?

Tak, oczywiście mają! Nawet mimo faktu, że aktywiści są szkoleni z zakresu metod socjotechnicznych i technik oddziaływania na ludzi, nawet mimo tego, że aktywiści mają wsparcie mass mediów i władz.

Wydaje się, że w pierwszym etapie należy rozpoznać i zidentyfikować tych aktywistów. Tutaj może być pomocny Portal Warszawski, który od dawna rozpracowuje ich i ich metody. Warto zainteresować się ich życiorysami i powiązaniami. W dalszej kolejności poznać źródła dochodu aktywistów, warto ich poprosić o publiczne okazanie swoich rocznych PIT-ów. W ten sposób można się dowiedzieć, kto oficjalnie za nimi stoi. Dalsze rozważania w kolejnych wpisach.

Czy znacie jakikolwiek „Kodeks postępowania rowerzysty” w Warszawie, na Ochocie?